SKITUR |
LIX Tatrzański Rajd Narciarski PTTK /2004
Od Kieżmarskiej po Chochołowską Słoneczna pogoda i zmienne gatunki śniegu towarzyszyły na trasach uczestnikom 49. Tatrzańskiego Rajdu Narciarskiego, który zakończył się w pierwszych dniach kwietnia. W ciągu siedmiu dni wędrowali z ciężkimi plecakami przez tatrzańskie przełęcze z doliny do doliny lub w oparciu o bazę w schronisku wyruszali codziennie na nartach na okoliczne szczyty. Organizatorem Tatrzańskiego Rajdu Narciarskiego jest Komisja Turystyki Narciarskiej Zarządu Głównego PTTK, a jego kierownikiem od kilku lat jest Wojciech Biedrzycki, przewodniczący tej komisji. Oto, jak podsumował tegoroczną imprezę: - W rajdzie uczestniczyło 78 osób, ale w grupach stacjonarnych, mających swoją bazę w schroniskach, liczba uczestników była zmienna, gdyż jedni wyjeżdżali wcześniej, a inni do nas dołączali. Już od kilku lat mamy na rajdach pięć tras - wędrownych i pobytowych. Pierwszą grupę prowadził z Roztoki do Doliny Chochołowskiej Romuald Porydzaj z Gdańska, a pomagał mu Janusz Haniaczyk, przewodnik z Bukowiny Tatrzańskiej. Druga grupa była dość liczna, było w niej wielu weteranów rajdów narciarskich. Miała swoją bazę w schronisku na Polanie Chochołowskiej, a jej uczestnicy wyruszali stamtąd codziennie na narciarskie tury. Jej kierownikiem był Antoni Piotrowski z Nowego Sącza. W czasie rajdu dowiedzieliśmy się, że zmarł wieloletni kierownik grupy rajdowej Stanisław Szymulański z Gliwic, dlatego postanowiliśmy, że nasza grupa będzie nosiła jego imię. Piętnastoosobowa grupa, również pobytowa, miała swoją bazę w schronisku nad Zielonym Stawem Kieżmarskim, a jej kierownikiem był Lech Falkowski. Alek Niźnikiewicz prowadził trzyosobowy zespół w Tatrach Słowackich i Polskich, a Piotr Szucki w Słowackich Tatrach Zachodnich. Pogoda była znakomita, jedynie śniegi były różnorodne i wymagały dużych umiejętności jazdy terenowej. Na początku było nawet zagrożenie lawinowe III stopnia, później zmniejszyło się do dwójki. Rajd tatrzański jest naszą sztandarową imprezą narciarską, którą organizujemy co roku. Tej zimy również Oddział PTTK w Bielsku-Białej zorganizował Międzynarodowy Zlot Turystów Zimowych na trasach Beskidu Śląskiego z bazą w Szczyrku. Uczestniczyło w nim 550 osób z trzech krajów - dodał na zakończenie przewodniczący Od Roztoki po Chochołowską Współprowadzącym na I trasie, która miała charakter wędrowny, był Janusz Haniaczyk. Uczestnicy wędrowali przez Tatry Polskie ze wschodu na zachód z całym wyposażeniem. - Na początku było nas czterech - powiedział Janusz Haniaczyk - pozostali dołączyli do nas w następnych dniach. W sumie zebrało się dziesięciu. Wyruszyliśmy ze schroniska w Starej Roztoce do Doliny Pięciu Stawów Polskich. W tym dniu było dość duże zagrożenie lawinowe, co wymagało zwiększonej ostrożności. Do schroniska doszliśmy szlakiem zimowym, omijając po lewej stronie Małą Pięciostawiańską Kopę. Pogoda też nam nie sprzyjała - była mgła, a wokół było słychać huk spadających lawin śnieżnych. Zrezygnowaliśmy z podejścia na Kozi Wierch i zatrzymaliśmy się w schronisku. Wieczorem dołączyło do nich kolejnych dwóch uczestników. Na drugi dzień rano, kiedy pogoda zdecydowanie się poprawiła, wyruszyli na Zawrat. Miejscami śnieg był zlodowaciały, więc do wiązań założyli noże (harszle) - rodzaj raków z duralu - które umożliwiały podejście na przełęcz. Stamtąd schodzili Żlebem Zawratowym w rakach, gdyż u góry był lód i wystawały kamienie. W dolnej części żlebu przypięli narty i w świetnym puchu śnieżnym dojechali do Murowańca na Hali Gąsienicowej. W następnym dniu był II stopień zagrożenia lawinowego, ale warunki śniegowe znacznie się poprawiły, dlatego wyruszyli przez Dolinę Stawów Gąsienicowych do Kotlinki Świnickiej. Tam zdjęli narty, założyli raki, a do rąk wzięli czekany. - Śnieg był niepewny, dlatego podchodziliśmy w odstępach, zachowując szczególną ostrożność - wspomina Janusz. - Gdy doszedłem z Edkiem do połowy żlebu, urwała się 20 metrów powyżej nas deska śnieżna, powodując niewielką lawinę. Szybko uskoczyliśmy pod skały i w tym momencie cały śnieg ze żlebu wyjechał obok nas. Deska miała grubość kilkunastu centymetrów, nas nie dosięgła, gdyż podchodząc w górę wybraliśmy trasę pod skałami prawej części żlebu. Na górze pozostał jeszcze duży nawis śnieżny, postanowiliśmy więc nie ryzykować i zeszliśmy w dół. Następnie podeszli na Kasprowy Wierch, zjechali na Kalatówki i udali się na nocleg do schroniska na Kondratowej. Tam dołączyły do nich jeszcze trzy osoby. Rano wyruszyli na Przełęcz pod Kopą Kondracką. W żlebie było bardzo twardo, miejscami występował lód. Wychodzili w rakach lub zakładali do wiązań narciarskich harszle. Z przełęczy wyruszyli na grań Czerwonych Wierchów. Były wspaniałe warunki śniegowe i pogodowe. Na Ciemniaku zdjęli foki i rozpoczęli zjazd, dojeżdżając aż do Polany Upłaz. Na Adamicy było mało śniegu, dlatego pieszo doszli do wylotu Doliny Miętusiej, a stamtąd do schroniska na Ornaku. Nazajutrz wyszli na Przełęcz Iwaniacką, dalej na Ornak i jego granią dotarli do Siwej Przełęczy. Z niej zjechali na nartach po lodoszreni do Doliny Starorobociańskiej, a ponieważ warunki śniegowe niżej były dobre, dojechali na nartach aż do wylotu tej doliny, skąd na fokach podeszli do schroniska na Polanie Chochołowskiej. Byli tam uczestnicy grupy pobytowej, a wieczorem doszedł również Alek Niźnikiewicz ze swoim zespołem. W sobotę po południu w zakopiańskiej restauracji Sabała odbyło się uroczyste zakończenie rajdu, na którym kierownicy poszczególnych grup zdawali relacje z tygodniowych tur narciarskich. W Tatrach Słowackich i Polskich Trzyosobowy zespół prowadzony przez Alka Niźnikiewicza miał wytyczony ambitny plan przejścia Tatr Słowackich, który trzeba było jednak skorygować ze względu na znaczne zagrożenie lawinowe w pierwszych dniach rajdu. Każdy z nich niósł cały swój ekwipunek w 40-litrowym plecaku, a więc trzeba było ograniczyć się do minimum. Oprócz koniecznego sprzętu - liny i raków oraz odzieży, każdy miał na cały tydzień tylko kilogram wysokokalorycznej żywności. - Zaczęliśmy od Doliny Kieżmarskiej - rozpoczął swą relację Alek. - Na początku rajdu warunki narciarskie pogorszyły się a w Tatrach Słowackich ogłoszono III stopień zagrożenia lawinowego. Przeszliśmy tylko przez Baranią Przełęcz do Pięciu Stawów Spiskich, a kiedy podeszliśmy pod Czerwoną Ławkę, było tyle śniegu i tak niebezpiecznie, że zjechaliśmy do Teryego chaty. Na drugi dzień weszliśmy na Lodową Przełęcz, skąd mieliśmy piękną jazdę Doliną Jaworową. Po północnej stronie Tatr był wówczas puch, świetny śnieg do jazdy na nartach. W tym samym dniu przekroczyliśmy granicę na Łysej Polanie, po czym doszliśmy do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Nazajutrz, przy pięknej pogodzie, wyruszyliśmy na wycieczkę dla koneserów. Po dwóch dniach znaleźli się w Tatrach Zachodnich, gdzie wędrowali dolinami - Raczkową, Jamnicką i Żarską. Po noclegu w Żarskiej chacie powrócili na zakończenie rajdu. - W przyszłym roku, w terminie od 13 do 19 marca odbędzie się jubileuszowy - 50. Tatrzański Rajd Narciarski. Chcemy go zakończyć jednodniowym pobytem na Kalatówkach. Będzie to dzień wspomnień, będą przeźrocza i filmy oraz podsumowanie półwiekowej historii rajdu - powiedział na zakończenie naszej rozmowy Wojciech Biedrzycki.
Apoloniusz Rajwa / "Tygodnik Podhalański"