A jednak wanty ożywają

W naszej robocie jaskiniowej dość często spotykamy się z pytaniem: a czy to się czasem nie zawali....? W zasadzie traktuje się je jako gafę niemal tak idiotyczną jak zapytanie: a czym wy tam oddychacie...? Z latami groto-łażenia nasiąkamy wiarą, że to wszystko jakoś się trzyma i zawalić się nie może. Ponadto podpieramy się jeszcze przypowieścią o prawdopodobieństwie: prawdopodobieństwo, że cos runie..., akurat teraz, w tok stabilnym środowisku, Jest tak znikome, że ..i.td., itd. No chyba, że coś lub ktoś naruszy tę wiekową równowagę, ale to inna kwestia.

Także i ja byłem przekonany o nieporuszalności różnych fantastycznie lewitujących głazów. Byłem, bo po ostatniej przygodzie zastanawiam się, czy o wyjściu cało z “całej" jaskini nie decyduje zupełnie inny czynnik.

Opowiem: niedawno wybraliśmy się we czterech - Bartek, Janusz Haniaczyk, Szczepan Masny i ja - do Jaskini Strzystarskiej. Wiadomo - najgłębsza jaskinia Tatr Bielskich; Polaków w niej jeszcze nie było (?). Warto zobaczyć... Gdzieś na -150 zatrzymało nas zawalisko. Trzeba było wcisnąć się pod “wiszącą w powietrzu" wantę. Droga w dół wiodła właśnie tędy. Świadczyła o tym kropka ciągu pomiarowego nad wejściem. Mimo to cofnąłem się. Postanowiłem poszukać obejścia. Nie znalazłem. Trafiłem za to do ciekawego meandra i spędziłem tam trochę czasu. Gdy wróciłem wszyscy byli już za feralną wantą. Cóż było robić. Wstrzymawszy oddech, nie mrugając powiekami - przesunąłem się pod tym cudem. Dalej był kawał pięknej dziury, więc warto było. Potem stamtąd wyszliśmy i zapomnieliśmy.

Do Strzystarskiej wybraliśmy się ponownie za tydzień. Tym razem szedłem z Januszem Haniaczykiem i Józkiem Sarną. W jaskini trochę zwiedzaliśmy, trochę eksplorowaliśmy, aż znaleźliśmy się przy wspominanym zawalisku. Wszystko się zgadza: miejsce - to; kropka ciągu pomiarowego -jest; ale tu była wanta, pod nią trzeba było się wcisnąć. Nie wierzę. Szukamy: tam się klipi. Tam znowu - to poznany wcześniej meander. Wracamy. To - tu. Kropka ciągu pomiarowego - jest. Wanty nie ma. Nie wierzę. Znowu kombinujemy. Przyglądamy się wszystkiemu. W końcu jednak dajemy za wygraną. Prawda wygląda tak: wanta jest, ale metr niżej - wklinowana dokładnie w przejście, które pod nią było, a na niej leży jeszcze kupa innego dziadostwa. Zawaliło się.

Suche sprawozdanie z dalszego przebiegu akcji mogłoby brzmieć tak: po stwierdzeniu zawalenia się przejścia w głównym ciągu jaskini, postanowiliśmy przekopać je ponownie. Po usunięciu gruzu i większych głazów udało nam się przedostać do znajdujących się niżej partii, nieco w bok od poprzedniego przejścia.

Tak, wcale nie pękliśmy. Działaliśmy rutynowo dalej. Nawet dokonaliśmy ciekawych obserwacji w korytarzach poniżej zawaliska. Ale zawisła nad nami jakaś groźba. Nie ziszczona, kiedy w czterech przeciskaliśmy się łapiąc i tuląc oślizgły kamol, a tydzień później realnie patrząca nam w oczy, gdy staliśmy nad zwałem głazów.

Mieliśmy szczęście.

Przy okazji podam kilka informacji o Jaskini Strzystarskiej. Jaskinia ta jest “prawowitym" tworem procesów krasowych. Rozpoczyna ją kaskadowa studnia, poniżej której dokonano przekopu. W miejscu przekopu znajduje się uszkodzona krata. Dalej jaskinia spada dość stromymi pochylniami do głębokości - 100 metrów. Tu rozpoczyna się ładnie rozwinięty poziomy ciąg, do którego dochodzą z góry jeszcze co najmniej trzy interesujące systemy pochylni i kominów. Jeden z nich eksplorowaliśmy. Kończy go możliwe do przekopania zawalisko. Jest to temat na drugi, niestety niższy, otwór jaskini. 30 metrów poniżej poziomych korytarzy rozpoczynają się obszerne meandry. Tu także dochodzą “nie robione" kominy. Meandry w okolicach - 200 m przechodzą w zabłocone rury. Na końcu tych rur znajduje się interesujący problem “do kopania". Zwiedzono przez nas partie mają długość ponad 800 metrów. Do niektórych korytarzy w ogóle nie wchodziliśmy, jaskinia jest więc jeszcze dłuższa i nadal eksploracyjnie obiecująca. Obok zamieszczam orientacyjny szkic zwiedzonych przez nas partii.

Jaskinia Strzystarska znajduje się na terenie ścisłego rezerwatu, jakim są Tatry Bielskie. Działalność w niej wymaga specjalnego zezwolenia władz słowackich oraz TaNaPu.

Jarosław Rogalski "Jaskinie" 5(12) 1998r.